Tarłowa Elżbieta z Branickich, 1v. Potocka
Elżbieta z Branickich Tarłowa (zm. 1746), wojewodzina lubelska
Rodzice: córka wojewody podlaskiego Stefana Branickiego i Katarzyny z Sapiehów
Mąż:
- pierwszy mąż: Franciszek Ksawery Potocki
- drugi mąż (od 1732) Jan Tarło, wojewoda lubelski (jego trzecia żona)
Elżbieta z Branickich Tarłowa (zm. 1746)– po raz pierwszy wyszła za mąż za Franciszka Ksawerego Potockiego, starostę sokalskiego, jednak szybko owdowiala. Cztery lata po śmierci drugiej żony, w 1732 r., Jan Tarło już szykował się do kolejnego ślubu. Jego małżonką została właśnie, również owdowiała Elżbieta z Branickich. Doskonałe koligacje rodzinne Branickiej (była bowiem córką wojewody podlaskiego Stefana Branickiego i siostrą Jana Klemensa Branickiego) okazały się czynnikiem niezwykle sprzyjającym karierze Jana Tarły. Małżeństwo trwało aż do śmierci Elżbiety w 1746 roku. Tarło przyjął śmierć małżonki z nieukrywanym żalem. W prywatnej korespondencji pisał: „kiedy niedościgłe, święte wyroki swoje wykonał Pan Bóg, w odebranym mi w dniu 17tym praesentis najukochańszym przyjacielu moim […] z najokrutniejszym żalem i uciśnieniem moim, nastąpionej wiekami nieodżałowanej straty ś.p. żony mojej”. Para nie doczekała się wspólnego potomka.
Dwór:
Elżbieta z Branickich Tarłowa czynnie angażowała się w zarządzanie dworem. Listownie informowała Jana Tarłę, że wspólnie z podległym jej pisarzem ziemskim ustanowiła warunki arend i wysokość akcyz, które uporządkowała, by wszystkie wpływały w jednym terminie na dzień św. Jana, który był wówczas tradycyjnym okresem rozrachunkowym. Ustawiczna nieobecność męża Jana Tarły (1684–1750), wiecznego opozycjonisty zaangażowanego w działania polityczne, zmuszała wojewodzinę do pilnowania ich interesów i gospodarstwa, by utrzymać dochody z majątków. Pertraktowała więc z zarządcami dóbr i sama jeździła do Sokala „dla rozporządzenia i pomiarkowania w intracie bez naszej szkody”. Elżbieta angażowała się we wszystkie sprawy dworu- bez wyjątku. Proponowała nawet swojej przyjaciółce „konie jakieś dziwnej rasy, bardzo kudłate”. Jeśli ta chciałaby je rozmnażać, była gotowa jej pomóc. Tłumaczyła się, że zwlekała z ich przesłaniem, bo konie u nich bardzo zdychały. Opisywała je jako „mocno bardzo kędzierzawe i z uszami także, tylko oczy im widać, jak w perukach chodzą, dostałam kobył takich cztery i konia do nich skarogniadego, to wszystko kędzierzawe”. Magnatka narzekała też na problemy z poddanymi. Chociaż informowała męża, uganiającego się z wojskiem po Rzeczypospolitej, że gospodarstwo „dobrym trybem idzie”, to nie omieszkała dodać kilku słów o złej sytuacji w Opolszczyźnie. „Wielka ruina i nierząd
[h]aniebnie zły, ponieważ w tym czasie po odejściu mego Dobrodzieja wyszło poddaństwa więcy niżeli na kilkadziesiąt gospodarstw przez P. Jankowskiego, dość że tu momentu wolnego nie masz od skarg na niego, aż mi zabiegali w drodze poddaństwo skargami”. Prawdziwą zmorą ówczesnych czasów były bandy niepłatnych żołnierzy, różnych maruderów ciągnących za wojskiem oraz hajdamacy, bezwzględnie łupiący wsie, a i drobniejsze zabudowania szlacheckie.
Szerzej o postaci:
B. Popiołek, Rytuały codzienności : świat szlacheckiego dworu w osiemnastowiecznej Rzeczypospolitej, Warszawa 2020